środa, 14 września 2011

Polskie akcenty w Indiach, Bombaj cz.II



Następnego dnia wyprowadziłyśmy się do innego guest house-u. Po pierwsze pokój kosztował o 60 rupii mniej(te 60 rupii które właściciel zapłacił poprzedniego dnia naganiaczowi poszło z naszej kieszeni) a po drugie miał okno, które można było otworzyć. Wszystkie okna w Indiach mają kraty. Domyślałam się dlaczego, no i doszłam do wniosku, że to jest zabezpieczenie przed małpami. Nawet, jak wybiją okno, to i tak nie wejdą do środka i nie narobią więcej szkód. Może też służyć jako zabezpieczenie przed złodziejami. W nowym pokoju było czysto ale wszystko było wysypane białym proszkiem - środkiem karaluchobójczym, który brzydko pachniał. Ten guest house znajdował się na parterze w normalnym mieszkaniu. Żeby wejść trzeba było nacisnąć na guzik dzwonka i wtedy właściciel otwierał drzwi niespokojnie rozglądając się na boki. Weszłyśmy do środka wpisałyśmy się do księgi gości, przy okazji obejrzałyśmy inne wpisy. Kilka miesięcy przed nami nocowali tam jacyś Polacy, poczułam się bezpiecznie. Właściciel zapewniał nas, że nie cierpi Muzułmanów i że u niego w hotelu nie mają prawa nocować. Kłamał, bo następnego dnia zamieszkał u niego Muzułmanin. Mnie Muzułmanie nie przeszkadzają. Przecież to tacy sami ludzie jak ja.
W tym guest housie było 6 pokoi. W dwóch były łazienki i my mogłyśmy z jednej z nich korzystać. Była też łazienka do której wchodziło się z korytarza. A w niej wszystko pogryzione zębami czasu: prysznic z ciepłą wodą, toaleta, umywalka i wielka niebieska beczka z białym napisem KATOWICE. W beczce stała woda na wypadek, gdyby zabrakło prądu i pompa przestała pompować. Powiedziałam o moim odkryciu Jowicie. Pobiegła, żeby się tej beczce przyjrzeć. Obydwie tęskniłyśmy za Polską i to, że w hinduskim guest hous-ie była polska beczka bardzo nas ucieszyło. :D



Kiedyś w Cochin widziałam torbę reklamową zrobioną z folii z napisem: Kawa Gala Wyprodukowano dla Biedronka. W Prakashpalaya fr. John kupił talerze zrobione z folii do soku gruszkowego "Fortuna", z którymi z Jowitą ze szczęścia tańczyłyśmy :)
W Indiach je się rękami ale w naszym internacie były sztućce. Odkąd zobaczyłam widelec, na którym był napis "Gerlach Nierdzewne", jadłam tylko nim. Nie zdawałam sobie sprawy, że w Indiach tak bardzo będę tęsknić za Polską. Największą radość sprawiła mi paczka od siostry, która przyszła pocztą. Cieszyłyśmy się z niej razem z Jowitą bardziej niż dzieci. Zanim ja rozpakowałam swoją paczkę domownicy internatu wiedzieli co jest w środku. Przed Hindusami nie powinno się mieć żadnych tajemnic :)

2 komentarze:

  1. Wszędzie dobrze, ale ???
    Czekam na więcej

    OdpowiedzUsuń
  2. Hej,
    w najbliższym czasie wybieramy się do Indii i podróż zaczynamy od Mumbaju. Polecasz jakieś miejsce noclegowe? czy jak pojawimy się w Colabie w środku nocy to myślisz że znajdziemy nocleg bez problemu?
    Pozdrawiamy,
    Michał i Gosia
    http://gdziepieprzrosnie.com

    OdpowiedzUsuń