środa, 8 grudnia 2010

Nareszcie jestem w Indiach

Nie mam tu klawiatury z polskimi znakami wiec wybaczcie bledy.
Przylecialysmy z Jowita do Indii dzis w nocy. Mialysmy polgodzinne opoznienie ze wzgledu na opoznione loty z Warszawy(padal snieg i samolot musial poczekac az bedzie umyty jakims srodkiem rozmrazajacym) i z Paryza (samolot czekal az przyjda wszyscy podrozni, poniewaz wiele lotow do Paryza bylo opoznionych i trzeba bylo czekac az przeladuja bagaze z jednego samolotu do drugiego). Lot byl dlugi i troche mi sie nudzilo, troche sobie spalam, mozna bylo ogladac flmy, Jowita sie przesiadla i nie moglam jej znalezc. Obejrzalam Potwory i spolka w orginale. Smolot lecial jak szalony, na ekranie przed kazdym siedzeniem mozna bylo obserwowac z jaka predkoscia leci samolot, ile km jest nad zimia i jaka jest temperatura na zewnatrz. Predkosc przekrazczala 1000 km/h a temperatura dochodzila do -50 st Celsjusza. Lecialysmy nad Europa, Morzem Czarnym, Gruzja, Iranem, Pakistanem i wreszcie po dlugich godzinach lotu wyladowalysmy w Bangalore. Bylo ciemno bo bylo po polnocy. Lotnisko w Bangalore jest nowoczesne, ma dopiero 4 lata. Obsluga byla mila i odprawila nas bardzo szybko. W poczekalni czekal na nas ks. Joseph Elavanal sdb z ks. Bennym. Zanim zabrali nas do BREADS musielismy poczekac na jeszcze jednego wolontariusza, ktory lecial z USA. Jego lot trwal 21 godin z przesiadka w Katarze. W Bangalore byl o 3.30 czasu Indyjskiego. Z lotniska do misjca w ktorym mieszkaja ksieza jest 45 minut drogi. Po drodze widzialam jedna swieta krowe spiaca obok psow (nie wiem czy te akurat byly swiete ale bylo ich sporo).
Kilka dni spedzimy w Bangalore a w sobote ks. Joseph odwiezie nas jeepem do Prakashpalaya, gdzie bedziemy pracowaly z dziecmi w szkole i w internacie. Juz wiem jak spedze sylwestra. Od 29 do 31 grudnia bedzie spotkanie mlodych z calych Indii w miescie Cochin w Kerali i zdecydowalysmy z Jowita ze jesli ks. Jose z Prakashpalai sie zgodzi to tam pojedziemy. Bedzie sie dzialo :)
W Bangalore sa dwa domy Salezjanow. Sa polozone blisko siebie. W jednym jest 11 ksiezy i to jest provincial house a drugi jest jednoczesnie biurem BREADS z 4 ksiezmi. Mieszkamy w domu gdzie misci sie BREADS. Dostalysmy z Jowita pokoj dwuosobowy z lazienka i przysznicem w jednym (prysznic jest bez brodzika, woda leje sie na podloge). Instrukcja obslugi prysznica: nalac wody do wielkiego wiadra i polewac sie kubkiem, po namydleniu splukac. Niby ta sama nazwa ale odbywa sie to inaczej. Nad lozkami wisza moskitiery ale komarow jeszcze nie widzialam. Podobno Bangalore nie jest malaryczne, nie wiem jak jest w Prakashpalai. Ks. Joseph opowiadal co nas moze spotkac na naszej misji. Z wielu rzeczy wymienial zwierzeta: krowy, kroliki, king kobre, karaluchy, swinie. Najprawdopodobniej prad jest tam 2 lub 3 godziny dziennie ale na misji jest generator. W obecnej chwili mieszka tam 3 ksiezy Salezjanow a naszym bosem bedzie ks. Jose (czyt. Hose).

Uswiadomilam sobie, ze wies Prakashpalaya bedzie dla mnie pierwszym od dwoch lat miejscem gdzie osiedle sie na dluzej niz pol roku. I jest to moja 20 przeprowadzka w zyciu. Nazbieralo sie tego...

Temperatura waha sie w granicach 20 st Celsjusza. Jest slonce ale Indusi go unikaja. W nocy bylo chlodno czyli kolo 17 stopni. Teraz zaluje, ze nie zabralam ze soba spiwora. Bede musiala kupic sobie dodatkowy koc.

Posilki ksieza jadaja wspolnie w Provincial House, Jest blisko wiec chodzimy na piechote. Na ulicach jest spory ruch ale spodziewalam sie czegos gorszego. Na rogu Ulicy New Road jest stragan z kokosami. Dzis bedzie degustacja kokosowego mleczka.
Na snadanie bylo rotti (nie jestem pewna czy tak sto sie pisze). W smaku przypomina chiapatti ale jest grubsze. Robie sie to z maki i wody. wyglada jak nalesnik. Smakuje tak samo. Zjadalam to z dzemem, bo na ostry sos z warzywami jeszcze sie nie odwazylam. Ciekawe co bedzie na obiad :)

Pisze z biura Breads. Jest wolny komputer, bo osoba, ktora z niego korzysta nie przyszla jeszcze do pracy. Pracuja tu mlodzi ludzie. Siedza przed komputerami i cos pisza, dzwonia, dopytuja sie. Jest tak jak w normalnym biurze, tylko z jednym wyjatkiem, jest cicho i spokojnie. Kazdy jest zajety swoimi sprawami. Ozdoby w biurze, to maskotki i swiete obrazki w duzych ilosciach. Przed domem jest figura Pana Jezusa z Secem (bardzo czczona przez katolikow, ktorzy przechodzac kolo niej zatrzymuja sie wprost na ulicy zeby sie pomodlic), na domu jest mozajka z twarza Don Bosco a przy wejsciu do domu jest figura Matki Bozej Wspomozycielki.

Zapach w miescie nie jest intensywny. Innymi slowy: nie smierdzi tutaj. Jest wilgotno i czasami zalatuje blotem.

A teraz znikam, zeby sie wyspac. Zdjecia beda potem.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz