czwartek, 16 grudnia 2010

Jesteśmy w Prakashpalaya

Właśnie wróciłyśmy ze szkoły, w której uczymy angielskiego. W życiu nie przypuszczałam, że będę uczyć a tym bardziej angielskiego w szkole, w której jest 12 klas i dwa przedszkola niższe i wyższe. Dopiero po przyjeździe do Prakashpalaya dowiedziałyśmy się, co dokładnie będziemy tu robiły. Trzymali to przed nami w tajemnicy z lęku, że gdy dowiedziałybyśmy się o tym wcześniej pewnie byśmy tu nie przyjechały. To żart ale rzeczywiście dopytywałam się ojca Elavanala i nie chciał mi nic o tym miejscu powiedzieć. Wcześniej w mailach i potem, gdy spotkałam go oko w oko również. Dopiero po 2 dniach pobytu w Prakashpalaya dostałyśmy plan zajęć. Mamy pilnować dziewcząt podczas ich nauki i różnych prac. Mamy towarzyszyć im w grach i zabawach. Nasza praca w hostelu dla dziewcząt polega na asystencji natomiast oprócz tego uczymy w szkole podstawowej. Mamy 7 różnych klas. Dzieci są w wieku od 4 do 10 lat natomiast dziewczyny i chłopcy mieszkający u salezjanów są w wieku od 11 do 18 lat. Chłopcami opiekuje się brat. My natomiast przejęłyśmy obowiązki Fr. Jose sdb. Czyli pilnujemy dziewczyn. Wstajemy bardzo wcześnie rano. Dla mnie to kosmiczna godzina. O 5.30 jest pobudka, o 6.00 dziewczyny przychodzą do pokoju nauki żeby się uczyć, o 6.20 wszyscy razem idą na mszę, która odbywa się albo w kościele 200 metrów od szkoły albo w kaplicy u Salezjanów czyli w domu, w którym mieszkamy. Po mszy jest śniadanie. Od 6.00 do końca mszy świętej jesteśmy z dziewczynami. Śniadanie dziewczyny jedzą z chłopcami w jednym pomieszczeniu, więc wówczas zajmuje się nimi brat. Po śniadaniu jest chwila, żeby się przebrać i przygotować do wyjścia na zajęcia. Przez cały grudzień będziemy miały po 3 lekcje dziennie w tygodniu plus jedną w sobotę. A od stycznia do marca włącznie będziemy miały 4 lekcje dziennie w tygodniu i dwie lekcje w sobotę, bo jedna z nauczycielek idzie na 3 miesiące na macierzyński. Dziwne, że tylko 3 miesiące. Jak się dowiedziałam, że mam uczyć angielskiego to mnie to trochę zaskoczyło. Gdybym wiedziała, pewnie lepiej bym się do tego przygotowywała. Nie mam żadnego planu jak uczyć, nie dostałam też programu dla dzieci. Oprócz angielskiego mamy uczyć też plastyki, tańca, śpiewu. Wczoraj był pierwszy dzień a dziś drugi. Nie wiem jak nam poszło, bo nikt nam nie powiedział. Ale dziś popełniłam gafę. Poszłam do szkoły w bluzce z trupią czaszką. Zapomniałam, że na niej jest taki nadruk. Wszyscy nauczyciele byli elegancko ubrani a ja jak na wf. Trzeba się będzie za siebie wziąć i przynajmniej do szkoły ubierać się jak człowiek. Dzieciaki w szkole są słodkie. Ale powiedziano nam, że mamy trzymać rygor w klasie. Ma być cicho, bo innym klasom przeszkadza w lekcjach hałas. Wszędzie są pootwierane okna i wszystko słychać. Poprzednie wolontariuszki nie umiały zrobić porządku z dziećmi, więc w razie konieczności mamy używać kija. Tyle, że to niedorzeczne, bo w dyrektywach, które nam dał dyrektor BREADSu jest napisane, że pod żadnym pozorem nie wolno nam dzieci zastraszać, bić ani szykanować. W szkole jest ogromna dyscyplina. W życiu takiej nie widziałam. To szok. Dzieci maja codziennie apel, na którym najpierw ustawiają się równo w rządkach klasami, potem modlą się każdy do swojego boga, śpiewają hymn swojego stanu Karnataki, potem jeden z uczniów czyta najważniejsze artykuły z gazety codziennej i potem śpiewają hymn Indii. Na koniec są ogłoszenia. Wszyscy rozchodzą się do klas. Lekcje zaczynają się o 10.00 a kończą o 16.00. Jest miedzy 4 a 5 lekcją godzinna przerwa obiadowa. Dzieci z naszego domu przychodzą na obiad a dzieci dochodzące maja jedzenie ze sobą. Przeważnie jakiś ryz z curry w metalowym pojemniku. Nie potrzebują łyżek. Tutaj je się rękami. A dokładniej prawą ręką, bo lewa jest nie czysta. Lewej używa się do innych czynności.
Po szkole dzieci przychodzą do domu i najpierw wykonują jakieś prace w gospodarstwie. Dziewczyny ścinają trawę dla krów,(których jest tu 12), przesiewają jakieś nasiona, sprzątają kuchnię, hall, chłopcy wykonują cięższe prace. Przeważnie uprawiają jakieś rośliny. Po pracy jest czas na zabawy i gry (dopiero od zabaw i gier znów towarzyszymy dziewczynom) To trwa godzinę a potem jest kąpiel, i nauka przez 2 godziny z 5 minutową przerwą. Przychodzi czas na kolację. Po kolacji jest modlitwa różańcowa. Wszyscy są podzieleni na grupy. Dziewczyny modlą się oddzielnie, a chłopcy podzieleni są na dwie grupy: młodszych i starszych. We wspólnocie jest 2 księży i jeden brat oraz jest obecny jeden ksiądz diecezjalny, który objął Parafię Prakashpalaya. W hostelu mieszka też jeden nauczyciel, który pełni rolę wychowawcy. Pomaga bratu troszczyć się o chłopców. Po modlitwach i słówku na dobranoc dziewczyny znów się uczą. Nauka trwa do 22.30. Niektóre z nich przysypiają a my mamy pilnować, żeby nie rozmawiały, nie chodziły po klasie i żeby było jak makiem zasiał. Mi nie przeszkadza jak śpią. I tak są zmęczone. Na naukę w szkole i w hostelu poświęca się tu ponad 8 godzin dziennie. Dzieci śpią miej niż 7 godzin dziennie. Reszta czasu to modlitwa, praca a zabawy w tym jest tylko 1 godzina. Chłopcy grają w piłkę siatkową i nożną a dziewczyny lubią Przerzucaną piłkę. Zasady są podobne do gry w siatkówkę ale piłkę łapie się w obie ręce i przerzuca za siatkę. Nic ciekawego, tyle, że piłka, której używają jest bardzo ciężka. Bolą mnie ramiona po wczorajszej grze. Ale i tak było fajnie. Najczęstsze pytanie jakie mi tu zadają jest: czy jadłaś już śniadanie albo obiad albo kolację. Pytanie zależy od pory dnia. To jest pytanie grzecznościowe. Pytają o to z grzeczności. W Ugandzie na przywitanie dziękowali mi za to, co akurat robiłam. Np.Robię sobie pranie a przychodzi pan i mówi, że mi dziękuje. He He. Przecież ja piorę swoje ubrania. Gdy zapytałam, dlaczego mi dziękuje, nie umiał odpowiedzieć. Tak samo jest z pytaniem o posiłek w Indiach. Jowita mówi, że jak na początku naszego pobytu tutaj pytali się jej o to czy już jadła, to myślała, że może chcą jej dać coś do jedzenia.

Wszystkiego nie da się opisać w jednym poście. Czekajcie na następne.

poniżej zdjęcia z misji.
Ci dwaj mężczyźni to dyrektor domu w Prakashpalaya (po prawej) i dyrektor szkoły. Poniżej Dom, w którym mieszkamy i szkoła w której uczymy.
Nie mogę publikować zdjęć dzieci więc musicie sobie te 300 małych osóbek wyobrazić.

pozdrawiam :)







Brak komentarzy:

Prześlij komentarz