poniedziałek, 11 października 2010

Coraz blizej Indii.


Do wyjazdu coraz bliżej. Prawie wszysko mam załatwione. Szczepienia, posłania, kserówki, opinie, majówkę, wizty u lekarza, bilet, nawet moskitierę już kupiłam. Jestem na etapie załatwiania wizy. Wiza ma być roczna, pracownicza. Nie jest łatwo, bo okazało się, że zwykłe zaproszenie z Indii, zawiadczenie z SOMu, ksero biletu, paszport i zdjęcie nie wystarczą. Ambasada potrzebowała dodatkowych trzech dokumentów, które miały dotyczyć szczegółowego celu podróży i projektu, jaki będziemy z Jowita realizowały, informacji, czy BREADS jest instytucją rządową czy nie, oraz skanu ceryfikatu rejestracyjnego instytucji, w której będziemy pracowały. Byłysmy z Jowitą w Ambasadzie w srodę, i odesłano nas z kwitkiem, bo nie miałysmy kompletu dokumentów. Tego samego dnia wysłałysmy z ks. Makułą maila do Indii, jakich dokumentów nam brakuje i już w piątek były na mailu zeskanowane certyfikaty. Trochę się zdziwiłam, bo okazało się, że certyfikat nie tylko zawiera pieczątki, podpisy i tresć. Są tam również przyklejone banknoty po 100 rupii i odciski palców osób, które tą organizację tworzyly. Dzis byłam w Ambasadzie Indii drugi raz. Musiałam wstać o 2.20 żeby zdążyć na nocny autobus który do Warszawy dojechał pół godziny później niż w rozkładzie przez mgłę i dlatego dojechalam do Somu nie na 8.00 a na 9.00. Już od progu ks. Jan mnie witał, proponował kawkę i ciastko :) On wie co lubię. Od ks. Maćka dostalam wydrukowane dokumenty a od ks. Krzysztofa pieniadze na wize. Ambasada znajduje się na Starym Mokotowie, na ulicy Rejtana 15, piętro 7. Z merta Pole Mokotowskie trzeba skręcić w lewo, isć ulicą Rakowiecką, potem skręca się w Starocińską, na końcu Starocińskiej jest wieżowiec w którym jest nie tylko ambasada Indii ale też i Kuby, Ekwadoru, Laotańskiej Republiki Demokratyczno-Ludowej, Mongolii i Urugwaju. Wczeniej trzeba się zameldować portierce, która jest na parterze i spisuje osoby, które wchodzą do budynku. instruje na które piętro trzeba wjechać, ale nie zawsze to robi, za drugim razem, zapytała mnie tylko, gdzie idę i nie chciała żadnego dokumentu. W ambasadzie jest baaaaardzo gorąco. Po prawie nieprzespanej nocy w temperaturze z pewnoscią przekraczającej 25 stopni czułam, że się rozpuszczam. W ambasadzie jest system numerkowy. Podchodzi sie do czerwonej skrzynki z ktorej wyciaga sie różowy numerek i czeka na swoją kolej. Na numerku jest napis, że taki system został opatentowany. Ciekawe w kórym wieku ?, bo mechanizm wygląda prehistorycznie. Są czynne dwa okienka. Jest poczekalnia z pomarańczowymi plasykowymi krzesłami a żaluzje w oknach są w kolorach indyjskiej flagi. Współczułam musze, kóra szamotała się między żaluzja a oknem. Jej też było za ciepło. Jesli brakuje kserówki jakiegos dokumentu, można sobie skserować na płatnym kserze w korytarzu. Każda strona kosztuje 50 gr. Na scianie nad stolikiem wisi tablica korkowa z przyklejonymi wzorami jak wypełnić wnioski o wizę. Nie trzeba samemu drukować, bo są już wydrukowane. Normalna wiza urystyczna na 3 miesiące koszuje 224 zl. Pracownicza na rok, czyli moja, koszuje 592 zl. Ambasada jest czynna każdego dnia od poniedzialku do piątku w godzinach od 9.00 do 12.00 i w tych godzinach można składać wnioski. Odbiór paszportów z wizami odbywa się od 16.30 do 17.00. Wniosek o wizę nie musi być złożony osobicie. Tak samo odbiór paszporu i wizy nie musi się odbywać osobicie. Czekam na przyznanie wizy lub odrzucenie wniosku. Odrzucenie wniosku może nastąpić bez wyjasniania przyczyn. Najkrócej na wizę turysyczną czeka się 11 dni, na pracowniczą trochę dłużej, Nie wiadomo ile. Więc czekam, i próbuję się nie stresować sprawdzając status wizy na stronie internetowej ambasady wpisując parię i numer mojego paszportu.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz